Skąd wśród zboża, złotych kłosów
tyle pisków, tyle głosów?
W małej norce zamieszanie -
myszy polnych to mieszkanie.
Myszek sporo, norka mała,
tłoczy się rodzina cała,
w dzień zazwyczaj pusta nora,
gorzej nocą, gdy spać pora.
Trzeba nowy dom zbudować,
by ciasnotę rozładować.
Wziął się tata do roboty
i pracował do soboty.
A w niedzielę, już od rana,
cała dziatwa w krąg zebrana.
Dyskutują, toczą boje,
komu które dać pokoje.
Tu najmłodsze, tam pannice,
przy najmłodszych śpią rodzice,
trochę dalej kawalerzy
i już każde w swoim leży.
Tak mijały im miesiące.
Całe lato było słońce,
dojrzewały złote żyta,
najadały się do syta.
Jesień także szczodra była,
w bród jedzenia dostarczyła,
zimą więc nie głodowały,
bo spiżarnię pełną miały.
A gdy wiosna zawitała,
w każdy kącik im zajrzała.
- Jakby ciaśniej się zrobiło,
czyżby dzieci wam przybyło?
Znów po roku pełna chata
i znów psioczy brat na brata,
siostra siostrze pięty depcze,
pod nogami maluch drepcze.
Mama trzyma się za głowę.
- Znów nas więcej, o połowę,
weź się tatko za kopanie,
większe zbuduj nam mieszkanie.
Tata kopać ani myśli,
rozwiązanie wnet wymyślił:
- Przykład z innych myszy weźmy,
do stodoły się przenieśmy.
Wszystkim pomysł się podoba.
Nie minęła jedna doba,
spakowane rzeczy wzięły
i w stodole wnet stanęły.
A tam same smakołyki:
zboża, łubin, strąki wyki,
słoma, siano aż po dach,
nie marzyły o tym w snach.
Nawet kiedy na klepisko
przyczłapało się kocisko,
myszy mu stawiły czoła.
- Teraz nasza jest stodoła!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz