Wśród rycerzy poruszenie -
jutro turniej na arenie.
Kopie już przygotowane,
zbroje lśnią wypucowane.
W swej komnacie, rycerz Bączek,
okrąglutki niczym pączek,
w zamyśleniu chrupiąc grzanki,
postanowił stanąć w szranki.
Rankiem zasiadł do śniadania,
spałaszował cztery dania.
Wpada giermek na pokoje:
- Panie, czas nakładać zbroję!
Słudzy dwoją się i troją,
chyba coś nie tak z tą zbroją.
Czyżby trochę się skurczyła?
Wszak rok temu dobra była.
Naciągają mocnej troki,
aż spod zbroi wyszły boki.
Ochraniacze, hełm na głowę,
w hełm pióropusz i gotowe.
W ruchach Bączka brak swobody,
a tu jeszcze przed nim schody.
Nie da rady, znieść go muszą,
będzie ciężko z taką tuszą.
Wreszcie na dziedzińcu stoi,
dumny z siebie, w pełnej zbroi.
Chcą go wsadzić na rumaka,
ale rumak dał drapaka.
Przeraziło się konisko,
kiedy rycerz podszedł blisko.
- Nie udźwignę takiej tuszy -
i galopem w pole ruszył.
Bączek ciężki pancerz zrzucił,
smętny do komnaty wrócił.
- Schudnę do przyszłego roku,
nikt mi nie dotrzyma kroku.
Poszła fama po powiecie:
rycerz Bączek jest na diecie,
aż biednego głowa boli
od owsianki i fasoli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz