chodzi ślimak po ogródku.
- Co bym zjadł dziś na śniadanie?
A na obiad? Drugie danie?
Obok rosły pomidory,
trzy sałaty, kalafiory
i malina już czerwona,
owocami oblepiona.
Tyle warzyw tuż pod bokiem,
a on w lewo łypie okiem,
tam po płocie groszek pnie się,
wiatr nęcący zapach niesie.
Dla ślimaka, fakt niezbity,
groszek – przysmak wyśmienity.
Ślimak czułki wyprostował,
w stronę płotu powędrował.
Szedł już chyba z pół godziny,
ledwie doszedł do maliny.
Tam spotkały go stonogi.
- Dokąd idziesz brzuchonogi?
- Chcę zjeść groszek na śniadanie,
więc się spieszę, drogie panie.
-Może zawróć póki pora
i posmakuj pomidora?
On udaje, że nie słyszy,
idzie dalej, ciężko dyszy
i mozolnie prze do przodu,
w brzuchu już mu burczy z głodu.
Wychyliła się dżdżownica,
za nią wyszła gąsienica.
- Panie ślimak już południe,
przecież pan nam w oczach chudnie.
Myśli ślimak: - Mają rację,
może zdążę na kolację?
Przecież ja już ledwo dyszę -
i zawrócił tam, skąd przyszedł.
Od tej pory biedaczysko
zjada to, co rośnie blisko.
Nieraz groszek mu się przyśni,
lecz wędrować ani myśli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz